środa, 20 lipca 2022

Obieżyświat pomimo wszystko

Życie rzadko kiedy przebiega w zgodzie z naszymi wyobrażeniami. Tak też było z życiem Leona Frelaka. W roku 1972 miał 23 lata. Trenował pływanie. Pracował jako inspektor w Zjednoczeniu Przedsiębiorstw Budownictwa Komunalnego. Zakładam, że planował przyszłość, że miał jakieś ukryte marzenia. Skąd mógł wiedzieć, że jeden pechowy skok do wody (skakał do stawu w rodzinnym Halinowie) przekreśli wszystko, czym żył do tej pory?

Złamanie kręgosłupa w odcinku lędźwiowym, przerwanie rdzenia kręgowego, tetraplegia, paraliż 90% ciała. To brzmiało jak wyrok i było wyrokiem. Bardzo okrutnym. Ten wyrok oznaczał wielokrotne pobyty w szpitalach (przede wszystkim w konstancińskim „STOCERZE”) i wegetację w domach pomocy społecznej (w podwarszawskim Radzyminie i na Nowym Mieście w Warszawie).

Problem z Leonem polegał na tym, że on się z tym wyrokiem nie pogodził. Jego bunt przybrał postać ucieczki. Przede wszystkim ucieczki duchowej (życie wiarą). Tematem  wiary - z braku kompetencji - się nie zajmę. Leon uciekał również w sensie dosłownym. Jako jeden z pierwszych w Polsce, został posiadaczem wózka z napędem elektrycznym. Zawdzięczał to uporowi, obrotności i pomocy dobrych ludzi. 

Wózek elektryczny pozwolił mu uciekać od codziennych konieczności. Zdobywać nowe przestrzenie. Początkowo ograniczał się do spacerów po najbliższych okolicach radzymińskiego DPS-u, odbywanych w asyście kogoś z rodziny lub przyjaciół. Z czasem, gdy zamieszkał w DPS-ie przy ulicy Wójtowskiej w Warszawie, spacery stawały się coraz dłuższe. Coraz rzadziej korzystał z asysty. Nowoczesna technologia pozwalała mu kierować swoim pojazdem przy użyciu tylko jednej, częściowo sprawnej dłoni. A był urodzonym kierowcą. Nie da się powiedzieć, że jeździł bezpiecznie: korzystał z jezdni, pozwalał sobie na spore prędkości, nie używał kasku ani innych zabezpieczeń. Nie miał zaplecza technicznego. Sporo ryzykował.

Objechał wszystkie warszawskie dzielnice i wszystkie peryferie stolicy. Wyjazdy wakacyjne również wykorzystywał do krajoznawczych wędrówek. Wszędzie było go pełno. 





W szczególny sposób interesował się uroczystościami patriotycznymi. Fascynowały go miejsca „z przeszłością” i pomniki. Lubił też „ogarniać” nowoczesność. Jednym z jego „koników”  była inżynieria. 



 





Dobrze zorientowany w historii Polski, poszukiwał jej lokalnych reprezentacji. Komunikatywny, umiał pociągnąć miejscowych „za język”. Dzięki tym rozmowom, dysponował coraz większą wiedzą. Z czasem pamięć, tradycja i historia stały się jego prawdziwą pasją. Potrafił interesująco o nich opowiadać.

Bardzo ciężko zniósł pandemię. Nie dlatego, żeby obawiał się o siebie. Uwięziony przez długie miesiące w czterech ścianach DPS-owego pokoiku, nie umiał przestać myśleć o swoich wyprawach. Bardzo go to przygnębiło i nadwyrężyło jego zdrowie. Zmarł 9 lipca 2022 roku.

Leon Frelak. Homo ambulans. Obieżyświat pomimo wszystko.


Fotografie pochodzą z profilu fb Leona Frelaka.


Wawer pamiętamy!

W grudniu 1939 roku niemieccy policjanci rozstrzelali w Nowym Wawrze stu sześciu Polaków (mówiąc precyzyjniej: obywateli państwa polskiego)....